Jordan Belfort, znany jako "Wilk z Wall Street", którego w kultowym filmie o tym samym tytule zagrał Leonardo DiCaprio, zapłacił jedynie 12,5 miliona dolarów z 110 milionów dolarów, które miał oddać ofiarom swoich malwersacji finansowych.
Belfort, który odbył już wieloletni wyrok pozbawienia wolności, nie spłacił jednak w pełni swojego zadłużenia względem swoich ofiar.
Chociaż nie znalazł czasu ani sposobu, aby zarobić pieniądze na spłatę, Belfort miał mnóstwo czasu na walkę z Bitcoinem i ICO. Gdyby zainwestował 1 milion dolarów, a nawet kilkaset tysięcy w 2011 lub 2012 r., miałby potencjalnie znacznie więcej środków, by spłacić swoich byłych inwestorów i rozpocząć każde możliwe, nowe przedsięwzięcie, o którym mógłby tylko zamarzyć.
Wilk bez majątku
Belfort sprzeciwił się roszczeniom sądu oraz komorników i powołując się na przepisy Ustawy o ochronie kredytu konsumenckiego uważał, że powinno zabrać się mu tylko 25% majątku. Sędzia z Brooklynu nie zgodził się jednak z jego apelacją i wystosował prośbę do władz federalnych o przekazanie 100% majątku Wilka na rzecz jego ofiar.
Sędzia Ann Donnelly powiedziała mediom:
"Przegląd celów statutu odnośnego orzecznictwa prowadzi mnie do wniosku, że interesy te nie są tym, co Kongres miał na myśli, gdy uchwalił CCPA."
Pełnomocnicy Belforta mogliby potencjalnie odwołać się od wyroku, ale sprawa ponoć wydaje się dla niego przegrana.
BTC dla oszusta?
Na początku wspomnieliśmy, że inwestycja w
BTC mogłaby uratować Belforta. Jest jednak ciemna strona całej sprawy. Otóż, gdyby Wilk funkcjonował w przestrzeni kryptowalutowej, rządowi i władzy sądowniczej jeszcze trudniej byłoby po prostu skonfiskować jego środki.
I tu pojawia się obawa. Choć Belfort teraz krytykuje Bitcoina (chcąc uchodzić za anioła i stróża prawa oraz moralności), możliwe, że gdy następnym razem będzie szukał sposobów na powrót do biznesu czy swojego rozpasanego stylu życia, wykorzysta do tego właśnie cyfrowe aktywa. Jego krytyka BTC - w kontekście jego przeszłości - jest więc raczej cyniczną próbą wybielania się w oczach opinii publicznej i sądu, a nie faktyczną przemianą. Czy doczekamy się w takim razie "Wilka z Wall Street II"?